Pełny tekst odpowiedzi
na list czytelnika
w Dzienniku Polskim z dnia 22 lutego 2005 r.
tekst ten ukazał się ze skrótami redakcji
W zamieszczonym liście do Redakcji (Dziennik Polski, 8 lutego 2005) pan Bolesław Leonhard pisze:
„Dla obecnych przyjaznych kontaktów z Niemcami „obniżono” liczbę ofiar uśmierconych i spalonych w krematoriach i dołach KL Auschwitz-Birkenau z 4,5-5,5 miliona do 1,5 miliona ofiar”.
Dalej Autor listu twierdzi, iż „Obecni badacze kwestionują ją na podstawie zachowanych list transportowych, a także na stosownym fragmencie wspomnień Hössa (...) , jakby nie wiedzieli, ze istniały również transporty bez żadnej dokumentacji, a istniejące listy w większości zostały spalone przez uchodzących hitlerowców.”
Ponieważ jako pracownik badawczy Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau zajmowałem się tym problemem chciałbym ustosunkować się do tej wypowiedzi.
Korekta liczby ofiar KL Auschwitz nie jest gestem pod adresem Niemców, (nawiasem mówiąc uczciwi Niemcy tego rodzaju fałszywych gestów nie oczekują), lecz skutkiem badań naukowych, których wyniki zastąpiły szacunkowe ustalenia powojenne dokonane przez organa śledcze i sądowe. Szacunki te były oparte, z braku dostępu do odpowiednich dokumentów, na zeznaniach świadków. Świadkowie ci, absolutnie kompetentni w sprawach leżących w polu ich obserwacji, nie mieli informacji wystarczających do tego rodzaju ustaleń statystycznych. Dotyczy to zarówno ofiar, byłych więźniów, jak i sprawców, członków załogi SS.
Wbrew temu, co pisze pan B. Leonhard, w żadnej publikacji naukowej w Polsce nie podawano nigdy liczby 5,5 miliona zabitych w Auschwitz i nigdzie takiej liczby nie mógł podtrzymywać domniemany Komitet Oświęcimski złożony z osób, które autor wymienia w swym liście. Podawano natomiast liczbę 4 miliony, niekiedy od 2,8 do 4 milionów.
Liczba ta została ustalona tuż po wyzwoleniu obozu Auschwitz na podstawie zeznań więźniów, którzy podali czas pracy i maksymalną przepustowość pieców krematoryjnych. Mnożąc wyrażoną liczbą dni czas pracy urządzeń krematoryjnych przez 80 % ich maksymalnej przepustowości (6400 zwłok na dobę) uzyskano liczbę 4 milionów. Ponieważ liczba nie-Żydów, a więc Polaków, Cyganów, jeńców radzieckich i osób innych narodowości rejestrowanych i oznaczonych numerami wynosi około 200 000 oznacza to, że pozostali deportowani do obozu w liczbie rzekomo 3,8 miliona to byli Żydzi.
Po dodaniu do 3,8 miliona Żydów zabitych rzekomo w Auschwitz 700 000-900 000 Żydów zabitych w Treblince, 600 000 zabitych w Bełżcu, 152 000 - 310 000 zabitych w Chełmnie, 250 000 w Sobiborze, 800 000 zabitych i zmarłych w gettach, 1 300 000 zabitych w masowych egzekucjach (najwięcej przez Einsatzgruppen na Wschodzie) otrzymamy liczby od 7,6 miliona do około 8 milionów zabitych Żydów, podczas gdy sami Żydzi szacują wszystkie swoje straty od 5,1 do 6 milionów. Szacunki te zatem są wyższe od 2 do 3 milionów od globalnych strat Żydów w czasie Drugiej Wojny Światowej.
Charakterystyczne, że polski ruch oporu, który w czasie wojny informował świat za pośrednictwem rządu polskiego w Londynie o zbrodniach dokonywanych w Auschwitz, nigdy nie podawał liczby 4 milionów. Los Angeles Times w numerze z dnia 22 marca 1944 r. informował: „Londyn. 21 marca 1944 r. Polskie Ministerstwo Informacji podało dzisiaj, że ponad 500 000 osób, głównie Żydów uśmiercono w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu na południowy zachód od Krakowa”. Zważywszy, że po tej dacie deportowano do obozu jeszcze około 600 000 ludzi, otrzymujemy liczbę ponad miliona przywiezionych ludzi.
Liczba 4 milionów budziła wątpliwości od pierwszych powojennych lat, a nie od 1990 r. zarówno w Polsce jak i zagranicą. Już w procesie byłego komendanta obozu R. Hoessa obok opinii rzeczoznawców podtrzymujących liczbę ustaloną przez komisję radziecką pojawiła się liczba 1,3-1,5 miliona podana przez rzeczoznawcę Natana Blumentala.
W latach pięćdziesiątych liczbę ofiar Auschwitz angielski historyk Gerald Reitlinger określił na blisko 1 milion. Tę samą liczbę podał w 1961 r. historyk amerykański żydowskiego pochodzenia Raul Hilberg w swej uchodzącej za klasykę literatury Holocaustu książce The Destruction of the European Jews.
Istnieją protokoły posiedzeń Rady przy Państwowym Muzeum w Oświęcimiu z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, z których wynika, że problem niespójności zawyżonej liczby ofiar KL Auschwitz z całokształtem faktów związanych z ludobójczą polityką Niemiec był dostrzegany od dawna.
Na przykład 21 listopada 1962 roku w obradach III Sesji Rady Muzeum z udziałem m.in. Tadeusza Hołuja, prof. dr Jana Sehna, prof. dr Jana Zachwatowicza zanotowano głos Adama Rutkowskiego: „Należałoby dążyć do opracowywania tematów wycinkowych z historii obozu oświęcimskiego jak np. ustalenia właściwej ilości ludzi zgładzonych w Oświęcimiu. Do takich opracowań powinno być wciągnięte szersze grono osób w kraju a nawet zza granicy”.
Na tym samym posiedzeniu Rady Janusz Gumkowski podkreślił m.in., że „należałoby rozpocząć prace badawcze nad ustaleniem liczby ofiar zgładzonych w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu”, a sędzia prof. dr Jan Sehn powiedział m.in. „Zagadnieniem wielkiej wagi jest przystąpienie do próby ustalenia liczby ofiar Oświęcimia choćby szacunkowo”.
W protokole z obrad VI Sesji Rady Muzeum z dnia 6 maja 1968 roku przytoczona jest wypowiedź Tadeusza Hołuja: „Monografia [obozu Auschwitz- FP] nie powinna się ukazać, dopóki nie ustali się pełnej cyfry ludzi, którzy zginęli w Oświęcimiu”.
Jak zatem te wypowiedzi mają się do zarzutu chęci „przypodobania się Niemcom” na fali przemian politycznych lat dziewięćdziesiątych?
Przełomem w skorygowaniu liczby ofiar KL Auschwitz była praca francuskiego badacza, byłego więźnia KL Auschwitz Gergesa Wellersa, dyrektora Centrum Dokumentacji Żydów Współczesnych opublikowana w 1983 r. Sumując dane, oparte na badaniach archiwalnych w różnych krajach nad stratami biologicznymi w czasie Drugiej Wojny Światowej, zwłaszcza nad przebiegiem deportacji do KL Auschwitz, doszedł on do ustalenia liczby 1,6 miliona deportowanych i 1,5 miliona zabitych. Badania przeprowadzone przeze mnie potwierdziły w zasadzie prawidłowość ustaleń G. Wellersa.
Ostra krytyka pod adresem władz polskich ze strony izraelskiego profesora Yehudy Bauera, który w wywiadach prasowych w 1989 r. podkreślał, że utrzymywanie przez Polaków liczby 4 milionów ofiar Auschwitz jest tylko przysłowiową wodą na młyn negacjonistów ludobójstwa, spowodowała podjęcie dyskusji na ten temat przez Międzynarodową Radę Oświęcimską złożoną z wybitnych autorytetów w dziedzinie badań nad hitlerowskim ludobójstwem, byłych więźniów i osób szczególnie zasłużonych w upamiętnienie ofiar tego obozu, m.in. prof. Władysława Bartoszewskiego prof. Israela Gutmana z Instytutu Yad Vashem , dr Józef Garlińskiego, przewodniczącego Związku Pisarzy Polskich w Anglii. Wynikiem tej trwającej dwa lata dyskusji było zastąpienie liczby 4 mln ofiar KL Auschwitz na pomniku w Brzezince podaną przez G. Wellersa liczbą 1,5 miliona.
Twierdzenie, że badacze nie mają świadomości i nie uwzględniają w swoich wyliczeniach Żydów nie ewidencjonowanych jest całkowitym nieporozumieniem. Żydzi ci są uwzględnieni dzięki zachowanej dokumentacji (korespondencji władz niemieckich, imiennych list transportowych, częściowo rozkładów jazdy pociągów specjalnych) zachowanej w archiwach krajów, z których przywożono transporty. Bez tej dokumentacji żadne dokładniejsze ustalenia liczby ofiar Auschwitz byłyby niemożliwe.
I tak na przykład, kiedy wiosną i latem 1944 r. przywożono do obozu Żydów z Węgier (12 tysięcy dziennie), dla świadków – więźniów w obozie, była to anonimowa, nieprzeliczalna masa ludzka przemieszczająca się dzień i noc w kierunku płonących krematoryjnych pieców i dołów spaleniskowych. Dla badaczy mających dostęp do akt niemieckiego ministerstwa spraw zagranicznych, owe „nierejestrowane transporty” to 437 402 osób wyszczególnionych w prowadzonych skrupulatnie rejestrach deportowanych. Jeśli ktoś chce zwiększyć liczbę osób deportowanych i uśmierconych w Auschwitz musi wskazać, o jaką grupę ofiar mu chodzi ( z jakiego kraju, jakiej narodowości) . Czy korekta ta ma dotyczyć osób deportowanych z Francji, Słowacji, Grecji, czy z innego kraju. Musi wykazać też, na jakiej podstawie podważa ustalenia tamtejszych badaczy.
Na zakończenie listu chciałbym podzielić się kilkoma refleksjami na omawiany temat i podać kilka informacji. Historia jak każda dziedzina nauki ma swoją metodologię i kryteria badawcze. Każdy badacz musi też respektować podstawowe reguły logiki. Nie znaczy to, że badacz jest wolny od emocji, nie mogą one jednak brać górę nad obiektywną analizą faktów.
Auschwitz nie będzie wstrząsał sumieniami ludzkimi tylko dlatego, że wymieni się chociażby nie wiadomo jak wysoką liczbę, jeśli za tą liczbą nie będzie kryć się dramat i tragedia realnie istniejących niegdyś społeczności i ludzi, ludzi o konkretnej tożsamości, pochodzeniu, miejscu zamieszkania. Cały wysiłek badawczy w tej dziedzinie powinien być skupiony nie na statystycznych spekulacjach i licytacji większego „zaangażowania i patriotyzmu” lecz upamiętnieniu wszystkich ofiar: przywróceniu prochom ofiar Auschwitz ich nazwisk, miejsca pochodzenia, narodowości – słowem przekreślenia intencji katów, nie tylko unicestwienia swych ofiar lecz także wymazania ich ze zbiorowej pamięci.
Ten cel Muzeum Auschwitz-Birkenau realizuje od wielu lat, gromadząc dane o więźniach i ludziach tu zamęczonych. Staną się one podstawą stworzenia wielkiego zbiorowego epitafium - Ksiąg Pamięci więźniów i ofiar KL Auschwitz, których pozbawiono miejsc wiecznego spoczynku. Wielotomowe Księgi zawierające nazwiska, dokumenty, zdjęcia, wspomnienia będą stanowić po wsze czasy niezniszczalny pomnik niewinnych ofiar nienawiści i bestialstwa; będą ostrzegać przed tragicznymi skutkami rozbratu z podstawowymi normami moralnymi danymi człowiekowi przez Stwórcę.
Dotąd ukazały się m.in. Księgi upamiętniające Cyganów oraz Polaków deportowanych do Auschwitz ze Śląska, Księga Pamięci. Transporty Polaków z Warszawy do KL Auschwitz 1940-1944, Warszawa-Oświęcim 2000, Księga Pamięci. Transporty Polaków do KL Auschwitz z Krakowa i innych miejscowości Polski Południowej 1940-1944. Warszawa – Oświęcim 2002. Aktualnie trwają prace nad kolejną Księgą upamiętniającą Polaków deportowanych z Kielecczyzny. Mimo konieczności wnoszenia ogromnego wysiłku i kosztów prace te będą kontynuowane. Muzeum stale spotyka się z wielką pomocą bliskich, krewnych, wnuków, którzy na wciąż wznawiane apele przysyłają dokumenty, fotografie, wspomnienia czy tylko krótkie a czasem bezcenne informacje. W ten sposób spłacamy moralny dług zarówno wobec zmarłych jak i tych, którzy pozostali niekiedy do końca życia z niezabliźnioną raną żalu. Jest to nasz wielki patriotyczny obowiązek.
Z poważaniem
dr Franciszek Piper