Przemówienie wygłoszone na uroczystości
prezentacji Księgi Pamięci.

 Transporty Polaków do KL Auschwitz z Lublina i innych miejscowości Lubelszczyzny.
Lublin – zamek, 28 października 2009 r.

 

 Przekazywana obecnie do rąk czytelnika czwarta po warszawskiej, krakowskiej i radomskiej Księga Pamięci Polaków deportowanych do KL Auschwitz obejmuje 7199 osób przywiezionych do obozu z dystryktu lubelskiego na polecenie dowódcy Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w Lublinie.

Jeden z transportów wysłanych z Lublina do KL Auschwitz w dniu 19 maja 1943 r. nie dotarł do obozu. W miejscowości Celestynów około 40 km od Warszawy w wyniku perfekcyjnie przygotowanej akcji zbrojnej oddziałów „Kedywu" Komendy Głównej AK pod dowództwem Mieczysława Kurkowskiego („Mietek") i Tadeusza Zawadzkiego („Zośka"), w której brało udział 44 żołnierzy podziemia, w większości harcerzy z Grup Szturmowych Szarych Szeregów, po krótkiej walce wszyscy więźniowie zostali uwolnieni.

W porównaniu z innymi dystryktami, z dystryktu lubelskiego przywieziono do KL Auschwitz stosunkowo najmniej aresztowanych, gdyż większość ujętych na tym terenie trafiała do obozu na Majdanku. Do KL Auschwitz przybyli oni 39 transportami, z których największy liczył 1249 osób.

Biorąc pod uwagę przyczynę aresztowania, deportowanych do KL Auschwitz z Lubelszczyzny można podzielić na dwie grupy: blisko 6000 więźniów politycznych, którzy trafili do obozu poprzez więzienie gestapo na Zamku w Lublinie oraz 1301 wysiedleńców z Zamojszczyzny, którzy zostali deportowani do KL Auschwitz w ramach akcji usuwania z tych terenów Polaków i osiedlania na nich ludności niemieckiej.

Więźniowie polityczni pochodzili z całego obszaru tzw. dystryktu lubelskiego. Po wstępnych przesłuchaniach przez terenowe placówki policji byli oni kierowani do Lublina, osadzani w więzieniu na Zamku, skąd dowożono ich na dalsze przesłuchania do siedziby gestapo na ulicy Uniwersyteckiej „Pod Zegarem". Przesłuchania połączone z nieludzkimi torturami miały na celu z jednej strony zmuszenie przyznania się przesłuchiwanego do winy, z drugiej strony uzyskanie jak najwięcej informacji o polskim podziemiu, a przede wszystkim dalszych nazwisk członków podziemnych organizacji czy osób udzielających chociażby sporadycznie pomocy tym organizacjom czy oddziałom partyzanckim. Po zakończeniu przesłuchań, które trwały niekiedy kilka miesięcy, część osób skazywano na śmierć, część na osadzenie w obozie koncentracyjnym. Miejscem osadzania więźniów z terenu Lubelszczyzny były, oprócz obozu Auschwitz, wspomniany obóz na Majdanku oraz obozy koncentracyjne na terenie Niemiec .

Najczęstszą przyczyną aresztowania i osadzenia w obozie był udział w ruchu oporu. Aresztowano zazwyczaj całe grupy osób związanych z daną organizacją.

Niekiedy aresztowania związane były z szeroko zakrojonymi akcjami terrorystyczno-represyjnymi obejmującymi obszar kilku a nawet kilkunastu miejscowości.

Do największych tego rodzaju akcji należy zaliczyć tzw. krwawą środę na Powiślu, która miała miejsce w listopadzie 1942 r. W wyniku aresztowań połączonych niejednokrotnie z pacyfikacjami i związanych z nimi represjami wobec mieszkańców Kazimierza Dolnego oraz wsi Bochotnica, Cholewianka, Jeziorszczyzna, Witoszyn, Helenówka, Rzeczyca, Parchatka, Pożóg, Rogów, Włostowice, Zbędowice na miejscu zabito co najmniej 160 osób, a na Zamku w Lublinie osadzono ponad 300 osób. Co najmniej 187 z nich trafiło w grudniu 1942 roku do KL Auschwitz. Końca wojny w różnych obozach w Niemczech doczekały zaledwie 44 osoby.

W przypadku indywidualnych aresztowań wpisywano do akt przyczynę osadzenia w obozie. Na przykład Zygmunt Duda, urzędnik kolejowy zatrudniony na stacji kolejowej Miechów-Charsznica, oskarżony był o posiadanie broni; Antoni Śliwiński z Mełgwi, zatrzymany został za niedostarczenie kontyngentu; Franciszek Kozak aresztowany został za ucieczkę z Baudienstu (Służba Budowlana); Kamila Noetzel aresztowana została za udzielenie pomocy Żydówce z dzieckiem; Leokadia Stawska aresztowana została za uchylanie się od wyjazdu na roboty przymusowe do Rzeszy.

W przypadku ukrywania się osób, które Niemcy chcieli aresztować, zatrzymywano najbliższych członków rodziny. Marian Wierusz-Kowalski - administrator majątku księżnej Ludwiki Lubomirskiej w Gułowie, został aresztowany za ukrywających się przed aresztowaniem dwóch synów. Skatowano go i osadzono początkowo w areszcie Sądu Grodzkiego w Adamowie, następnie przeniesiono do więzienia w Radzyniu i na Zamek w Lublinie, po czym wywieziono do KL Auschwitz, gdzie zginął. Cecylia Mikołajczyk, żona Stanisława Mikołajczyka, od 1943 roku premiera polskiego rządu emigracyjnego w Londynie ukrywała się przed Niemcami. Została aresztowana z synem. Synowi ruch oporu zorganizował ucieczkę z więzienia, natomiast Cecylia Mikołajczyk trafiła do KL Auschwitz. Dzięki pomocy współwięźniarek doczekała wyzwolenia w KL Ravensbrück.

Represje za udział w ruchu oporu określonych osób dotykały niejednokrotnie innych członków rodziny bez względu na to, czy byli oni związani z konspiracją bądź wiedzieli o udziale w ruchu oporu swych bliskich, czy nie.

Jedną z takich rodzin była rodzina Maćkowskich z Zamościa. Najpierw aresztowano i osadzono w obozie dwóch braci Jana lat 15 i Zdzisława lat 18. Potem aresztowano ich ojca Zdzisława Ferdynanda Maćkowskiego. Wszyscy trzej zginęli w obozie. Matka Pelagia Maćkowska została wywieziona do KL Ravensbrück, gdzie jako jedyna z całej rodziny doczekała wyzwolenia.

Podobnie jak w transportach z innych regionów okupowanej Polski do obozu przywożono, wbrew często rozpowszechnionemu stereotypowi, nie tylko i bynajmniej nie w przeważającej liczbie, członków tzw. warstw przywódczych, głównie- inteligencji, lecz ludzi należących do wszystkich warstw społeczeństwa polskiego, bez względu na ich stopień wykształcenia i status społeczny.

Najliczniej reprezentowanym zawodem w obozie był zawód rolnika 1572 osoby i robotnika rolnego 402 osoby, na trzecim miejscu lokowali się robotnicy 330, na czwartym urzędnicy - 319 osób.

Dużą grupę osadzonych w KL Auschwitz stanowili nauczyciele. Łącznie przywieziono do obozu z Lubelszczyzny 174 nauczycieli (159 mężczyzn i 15 kobiet). Byli oni grupą zawodową szczególnie prześladowaną przez niemieckiego okupanta. Przywożono ich nieomal w każdym transporcie.

Na przykład w dniu 30 lipca 1941 r. wśród 658 przywiezionych wówczas osób było 26 nauczycieli. Jednym z nich był Mikołaj Siemion kierownik szkoły powszechnej w Krzczonowie i od początku hitlerowskiej okupacji działacz podziemia (ojciec obecnego wśród nas znanego aktora Wojciecha Siemiona). Jego aresztowanie odbyło się w szczególnie dramatycznych okolicznościach. Oto jak relacjonuje ten fakt jego syn Ignacy Zenon Siemion: „Byłem bezpośrednim świadkiem tego wydarzenia. Ojciec miał lekcje w mojej klasie. Była przerwa. Wyszliśmy przed drewniany budynek szkoły (...). Ojciec stał w towarzystwie jednego z nauczycieli, a ja stałem koło ojca. Wtedy na tzw. Rynek zajechała buda z żandarmerią i gestapowcami. Gdyby ojciec wtedy zbiegł, prawdopodobnie uratowałby się, a on czekał. Niemcy wyskoczyli błyskawicznie z samochodu i na nieszczęście spotkali na Rynku jednego z moich braci, małego chłopca. Ja też byłem wtedy mały. Zapytali go, czy wie, gdzie można znaleźć Siemiona. Odpowiedział, że wie. Kazali mu zaprowadzić ich do niego. I on tych dwóch gestapowców przyprowadził do ojca. Pamiętam, że staliśmy przed wejściem do szkoły, kiedy wpadli ci gestapowcy z moim bratem, który powiedział: „Tatusiu, ci panowie do tatusia", a ojciec powiedział: „Dobrze, Stasiu, dobrze". Potem próbował jeszcze uciekać, nie chciał po raz drugi iść do więzienia, ale ścigający go gestapowiec w biegu trafił go w nogę, chyba w kość udową. Ojciec ciężko ranny trafił do więzienia".

W więzieniu na Zamku Lubelskim M. Siemion był przesłuchiwany i torturowany. Jeden ze współwięźniów, przebywających tam razem z nim opowiadał, że całe jego ciało po zakończonym śledztwie było jednym ogromnym siniakiem, nie było na nim ani kawałeczka białego miejsca. M. Siemion zginął w KL Auschwitz rozstrzelany w dniu 28 października 1942 r.

W obozie został także osadzony nauczyciel akademicki, historyk, docent Uniwersytetu Warszawskiego, Marian Serejski, który na wsi lubelskiej szukał bezpiecznego miejsca przetrwania okupacji.

Nauczyciel Michał Chrostowski, zaangażował się w działalność konspiracyjną w organizacji „Komitet Obywatelsko-Patriotyczny" (KOP), a następnie „Obrońcy Polski". Został aresztowany w czasie odwiedzin w więzieniu córki Apolonii ujętej w Warszawie. Chrostowski zginął w KL Auschwitz. Jego dwie córki zostały rozstrzelane w KL Ravensbrück.

Nauczyciel Władysław Petrykiewicz przed wojną pełnił funkcję prezesa Okręgu lubelskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego. W czasie wojny przystąpił do organizowania okręgowych struktur Tajnej Organizacji Nauczycieli. 12 maja 1941 roku został aresztowany i uwięziony w siedzibie gestapo „Pod Zegarem" i na Zamku Lubelskim, skąd wywieziony został do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie zginął w lutym 1942 roku. Dzisiaj jedna z ulic Lublina, przy której zlokalizowane są domy mieszkalne nauczycieli oraz Sanatorium Uzdrowiskowe ZNP w Nałęczowie noszą jego imię.

Antoni Pikulski nauczyciel i przedwojenny inspektor szkolny w Stanisławowie został aresztowany w Lubaczowie, następnie został osadzony w więzieniu na Zamku w Lublinie, zginął w KL Auschwitz.

Franciszek Świgost, przed wojną inspektor szkolny powiatu puławskiego. W czasie wojny zaangażował się w organizowanie tajnego nauczania w Puławach. Został aresztowany w 1940 roku i osadzony na Zamku w Lublinie. Zginął w KL Auschwitz we wrześniu 1942 r.

Sporą grupę zawodową stanowili w obozie przedwojenni pracownicy administracji. Wśród ofiar KL Auschwitz znajdowali się pracownicy prawie wszystkich instytucji i przedsiębiorstw w Lublinie.

W dniu 6 kwietnia 1941 r. w największym transporcie przywiezionym z Lubelszczyzny przybyło do obozu m.in. ponad 30 pracowników Zarządu Miejskiego w Lublinie. Wśród przywiezionych znajdował się wicestarosta lubelski Piotr Szeleźniak - Zginął w obozie we wrześniu 1941 roku. W transporcie tym zostali przywiezieni także m.in. Michał Dowgird - referent Wydziału Finansowego Zarządu Miejskiego w Lublinie, Piotr J. Bytys technik zatrudniony w Wydziale Budownictwa Zarządu Miejskiego w Lublinie, Jan Pietrzak pracownik Zarządu Miejskiego w Lublinie, Wiktor Głębocki - kancelista Wydziału Rozdawnictwa, Jerzy Fliśkiewicz, Henryk Janik obaj zatrudnieni jako technicy w Wydziale Budownictwa. Wszyscy zginęli.

Kilka miesięcy później został przywieziony Aleksander Nowakowski zastępca naczelnika wydziału ogólnego. Był oddanym patriotą i wielkim społecznikiem. Dla piętnastu harcerzy z biedniejszych rodzin urządzał co roku w swoim ogrodzie w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą dwutygodniowe wakacje. Latem 1941 roku gestapo wpadło na trop konspiracyjnej działalności lubelskich urzędników i A. Nowakowski został aresztowany, osadzony w więzieniu na Zamku w Lublinie, skąd po okrutnym śledztwie przewieziono go do KL Auschwitz, gdzie zginął 5 września 1942 roku.

W obozie zginął również Andrzej Pieczyrak, syn naczelnika wydziału w lubelskim magistracie, Romana Pieczyraka, który brał udział w ukrywaniu w Lublinie przywiezionego z Warszawy obrazu Jana Matejki Bitwa pod Grunwaldem. Według Marii Szypowskiej, autorki ksiązki Jan Matejko wszystkim znany, w KL Auschwitz zginął również Józef Serafin, pracownik gospodarczy lubelskiego magistratu, który także brał udział w ukrywaniu wspomnianego obrazu. Za dostarczenie informacji o miejscu przechowywania obrazu Niemcy wyznaczyli nagrodę najpierw w wysokości 2 a później 10 milionów marek. Jak podkreśla M. Szypowska informacja o ukrywaniu poszukiwanego przez Niemców obrazu Matejki mogła w obydwu przypadkach być nagrodzona przez Niemców również zwolnieniem z obozu. Z możliwości takiej nikt jednak nie skorzystał.

Wśród ofiar Auschwitz znaleźli się również pracownicy rzeźni miejskiej w Lublinie, którzy część mięsa z uboju przekazywali nielegalnie do szpitali, sierocińców i domów starców. W styczniu 1941 roku aresztowano m. in. jej dyrektora Feliksa Krokowskiego, kasjera Wacława Piekutowskiego i mistrza hali Pawła Kozaka. Wszyscy zginęli w obozie.

W obozie zginął również Leon Ruszniak kierownik Inspekcji Miejskiego Zakładu Gazowego w Lublinie.

Wśród pracowników przedwojennej terenowej administracji państwowej i samorządowej znaleźli się m.in. Jan Cwinarowicz starosta powiatowy w Świeciu nad Wisłą oraz Antoni Kwaśniewski sekretarz kancelarii starosty w Lubartowie, Obaj zginęli w obozie.

W KL Auschwitz zostali również osadzani przedwojenni pracownicy wymiaru sprawiedliwości: wśród nich znajdował się Wiktor Krzewski-Księski, członek Izby Adwokackiej w Lublinie oraz prokurator w Łucku Stanisław Filipek. Obaj zginęli w obozie.

W obozie znaleźli się również harcerze, m.in. Tadeusz Kozłowski, w latach trzydziestych komendant Chorągwi Lubelskiej ZHP, a w czasie okupacji współorganizator Szarych Szeregów. Zginął w 1941 r.

Wśród osadzonych w KL Auschwitz mieszkańców Lubelszczyzny znaleźli się również przedstawiciele arystokracji i ziemiaństwa.

Książę Kazimierz Swiatopołk - Mirski ziemianin, działacz samorządowy, polityk, był właścicielem majątku Woroniec. Zmarł w obozie z wycieńczenia 8 lipca 1941 roku. Jego dwaj synowie Krzysztof i Michał, zginęli w Powstaniu Warszawskim.

Hrabia Aleksander Zamoyski III ordynat na Kozłówce, w czasie wojny polsko-radzieckiej w 1920 roku był adiutantem gen. Władysława Sikorskiego, odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. W wojnie obronnej 1939 roku brał udział w bitwie pod Kockiem. Z KL Auschwitz przeniesiony został do KL Dachau, skąd został zwolniony tuż przed zakończeniem wojny.

W dniu 21 marca 1941 roku gestapo aresztowało w Suchowoli 68 letniego księcia Seweryna Czetwertyńskiego. Do 1935 roku był posłem na sejm wszystkich kadencji i wicemarszałkiem sejmu I i II kadencji. Został aresztowany razem z bratem Ludwikiem oraz jego synem Stanisławem. Ludwik zmarł w obozie w dniu 3 maja 1941 roku . Ciężko chory i w stanie skrajnego wyczerpania doczekał wyzwolenia w KL Buchenwald. Zmarł w szpitalu polskim w Edynburgu 19 czerwca 1945 r.

W obozie osadzono 37 księży i 6 zakonników. Wśród nich znalazł się m.in. Emil Seroka wykładowca w Kolegium Serafickim w Radecznicy. 12 grudnia 1940 roku przeniesiono go do obozu w Dachau, gdzie został wyzwolony przez Amerykanów. Ksiądz dr Antoni Kresa, profesor Seminarium Duchownego w Janowie Podlaskim, później proboszcz parafii w Okrzei, został rozstrzelany w obozie. Ksiądz Zygmunt Surdacki pełnił szereg funkcji w diecezji lubelskiej, m.in. wikariusza parafii katedralnej w Lublinie, a następnie rektora kościoła Św. Józefata w Lublinie. Od 1932 roku był dyrektorem Akcji Katolickiej W dniu 30 kwietnia 1941 roku Kuria Biskupia otrzymała zawiadomienie o jego śmierci w obozie.

W obozie znalazło się 19 polskich „granatowych" policjantów, którzy zostali zmuszeni do kontynuowania służby policyjnej w czasie okupacji. Wśród przywiezionych policjantów znalazł się m. in. Władysław Gułajewski. Już w połowie września 1939 r. rozpoczął działalność konspiracyjną w ZWZ w Krzczonowie pod ps. Szary. 28 listopada 1940 r. gestapowcy zatrzymali go na posterunku policji w Krzczonowie razem z trzema innymi policjantami, min. Antonim Woźniakiem. Gułajewski został rozstrzelany 28 października 1942 r., natomiast Antoni Woźniak został stracony 3 maja 1941 r.

Wśród deportowanych do KL Auschwitz z Lubelszczyzny było 20 lekarzy.
Dr Henryk Suchnicki przez dwa lata był naczelnym lekarzem garnizonu Brody. Został aresztowany przez gestapo w swoim gabinecie wiosną 1941 r. Po około trzech miesiącach uwięzienia na Zamku wywieziony został do obozu oświęcimskiego. W szpitalu obozowym pełnił obowiązki pielęgniarza-lekarza. Ze wszech miar starał się ratować chorych więźniów. 28 października 1942 r. dołączony został do grupy 280 więźniów skazanych na rozstrzelanie pod Ścianą Straceń. Znalazłszy się wśród skazanych, stawił opór wraz ze współwięźniem Leonem Kukiełką, starając się wydostać z bloku 11. Obaj zginęli od kul w jednym z pomieszczeń tego bloku.

Dr Czesław Gawarecki, radiolog, pełnił przed wojną funkcję dyrektora w wielu placówkach medycznych i sanatoriach. Był także autorem 10 rozpraw naukowych. W kwietniu 1938 r. został kierownikiem Zakładu Rentgenologicznego Ubezpieczalni Społecznej w Lublinie. W obozie zatrudniony był w pracowni rentgenologicznej szpitala więźniarskiego. W celu ratowania życia więźniom, którym groziło wyselekcjonowanie na śmierć, często fałszował diagnozy stawiane na podstawie zdjęć radiologicznych. 23 kwietnia 1942 r. Czesław Gawarecki został rozstrzelany.

Transporty osób wysiedlonych z Zamojszczyzny nie przechodziły przez więzienie lubelskie, lecz były kierowane wprost do KL Auschwitz. Jak wynika z akt władz niemieckich, do KL Auschwitz planowano co tydzień ekspediować 3 pociągi wiozące po 1000 ludzi każdy. Transporty te miały obejmować osoby w wieku od 14 do 60 lat zaliczone do czwartej, „najgorszej" kategorii pod względem cech rasowych. Część usuwanych Polaków z Zamojszczyzny miała zostać wywieziona na roboty przymusowe do Niemiec, część ludzi starych i dzieci miała być ulokowana w wytypowanych wsiach określonych jako wsie rentowe (Rentendörfer) w Generalnym Gubernatorstwie, pewien procent dzieci posiadających germańskie cechy rasowe miał zostać skierowany do ośrodków germanizacyjnych.

Wysiedlenie Polaków z Zamojszczyzny było początkiem wielkiej operacji germanizacji drugiego po ziemiach wcielonych do Rzeszy obszaru osiedleńczego dla Niemców, a mianowicie centralnych ziem polskich wchodzących w skład tzw. Generalnego Gubernatorstwa, obejmującego poza dystryktem galicyjskim obszary etnicznie prawie czysto polskie. Sytuacja wojenna pod koniec 1942 r. i klęska militarna pod Stalingradem, jak również fatalne dla Niemców skutki ekonomiczne tej operacji (zmniejszenie dostaw płodów rolnych), nasilenie akcji partyzanckich, masowe ucieczki osób zagrożonych wysiedleniem do innych miejscowości lub do lasów, zmusiły Niemców do spowolnienia, a w końcu do zatrzymania tej akcji i odłożenia jej na później. Ostatecznie do Auschwitz trafiło z Zamojszczyzny 1301 mężczyzn, kobiet i dzieci.

Przewagę pod względem liczebnym mieli mężczyźni, w stosunku do których okupant stosował znacznie bardziej drastyczne metody postępowania i którzy częściej angażowali się w ruch oporu. Wśród 7294 osób deportowanych z Lubelszczyzny było 6388 mężczyźni 906 kobiet.

Najmłodszym więźniem z Lubelszczyzny był 9 letni Tadeusz Rycyk z Sitańca, który został zabity zastrzykiem fenolu. Najstarszym więźniem był Wiktor Marciniak ur. w Radzyniu. Zmarł po miesięcznym pobycie w obozie w wieku 76 lat. Wśród więźniarek najmłodszą była Helena Rycyk z Sitańca, która zginęła w wieku 7 lat. Najstarszą więźniarką była Paulina Hamernia, która zmarła w obozie w wieku 70 lat.

Los więźniów z Lubelszczyzny nie różnił się od losu Polaków deportowanych do obozu z innych regionów okupowanej Polski. Osadzenie w obozie oznaczało dla nich skazanie na śmierć. Mogli żyć w obozie tak długo, jak długo byli zdolni do pracy, lub do czasu, gdy kierująca do obozu jednostka policji nie zarządziła ich egzekucji. Stwierdził to wyraźnie kierownik obozu Hans Aumeier w rozmowie z dowódcą konwoju jednego z transportów z Zamojszczyzny, Kinną, oświadczając, że Polacy niezdolni do pracy, m.in. chorzy, muszą być zlikwidowani. Wyraził tylko ubolewanie, że nie można ich zabijać tak jak Żydów, czyli kierować z rampy wyładowczej wprost do komór gazowych, gdyż zgodnie z dyrektywami władz zwierzchnich w Berlinie Polacy mieli być w obozie rejestrowani i umierać „śmiercią naturalną". W praktyce, po zarejestrowaniu i wprowadzeniu w stan obozu, Polacy również byli zabijani w komorach gazowych, z tym, że w fałszowanych aktach zgonu, których kopie były kierowane do cywilnego urzędu stanu cywilnego, dla kamuflażu wpisywano jako przyczynę śmierci różne choroby.

Szczególnie wysoka śmiertelność panowała wśród wysiedleńców z Zamojszczyzny. Jej przyczyną był z jednej strony fakt, że znaleźli się oni w obozie w szczególnie trudnym okresie zimowym, z drugiej strony byli oni zupełnie psychicznie nie odporni na warunki egzystencji obozowej. Ponieważ przyczyną ich osadzenia w obozie nie było uczestnictwo w ruchu oporu ani inne wykroczenie przeciw zarządzeniom okupanta, odczuwali szczególnie boleśnie uwięzienie jako nie zawinioną krzywdę. Wyrwani z tradycyjnego wiejskiego środowiska czuli się fatalnie w ciasnych barakach, na niewielkiej przestrzeni obozowej zamkniętej zewsząd ogrodzeniem z drutów kolczastych. Nie znali też losu swoich bliskich wywiezionych w nieznane. Matki nie znały losu odebranych im w obozie przejściowym w Zamościu małych dzieci. Skonfiskowane im lub spalone na ich oczach domostwa i wioski przestały być punktem odniesienia dla jakichkolwiek planów życiowych na przyszłość, jakie zwykle więźniowie snuli, wbrew temu, iż rzeczywistość obozowa dawała nikłą szansę na przeżycie i odzyskanie wolności. Wyniszczone, słabe, chore kobiety trafiały do specjalnego bloku 25 w sektorze B1a w Brzezince, skąd co pewien czas wywożono je do komór gazowych i zabijano. Mężczyzn przeznaczonych do zabicia w komorach gazowych gromadzono w Birkenau w bloku 7.

Chłopców z Zamojszczyzny zabito w tzw. szpitalu w obozie macierzystym Auschwitz I zastrzykiem fenolu; najmłodszy z nich Tadeusz Rycyk miał zaledwie 9 lat.

Jak pisze jeden ze świadków: Transporty silnych, przywykłych do pracy ludzi topniały w oczach. Po kilku tygodniach nie było już bauerów - jak ich nazywali Niemcy - jako społecznej grupy w Birkenau. Wymierali gwałtownie, bezradni, coraz bardziej przerażeni, coraz bardziej tęskniący do ziemi zamojskiej.

Niekiedy z poszczególnych rodzin wysiedlonych z Zamojszczyzny wojnę przeżyły pojedyncze osoby. W Księdze czytelnicy znajdą świadectwa dotyczące tragicznych losów rodzin wysiedleńców z Zamojszczyzny: Rycyków, Łysiów, Łapińskich i wielu innych.

Jednym z tych świadectw jest zamieszczony w Księdze list pożegnalny Stanisława Węcławika, wywiezionego na roboty przymusowe do Saksonii, oskarżonego przez niemieckiego chłopa o zabicie krowy i skazanego za to na śmierć. List ten został napisany w więzieniu w Dreźnie, krótko przed straceniem na gilotynie, do rodziców którzy już nie żyli, zamordowani w Auschwitz.

Więźniowie z Lubelszczyzny ginęli nie tylko w komorach gazowych, z głodu, pobicia oraz w wyniku egzekucji przez rozstrzelanie, wykonywanych w obozie na wniosek lubelskiego dowództwa Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa. Egzekucje te na mężczyznach wykonywano przeważnie na dziedzińcu bloku 11 w obozie macierzystym w Oświęcimiu. Największa taka egzekucja miała miejsce 28 października 1942 r. Rozstrzelano wówczas około 280 więźniów m.in. z Lubelszczyzny, w odwet za akcje ruchu oporu na tym terenie. Dziś właśnie mija 67 rocznica tego tragicznego wydarzenia. Na podstawie niepełnych danych ustalono, że końca wojny doczekało około 800 osób przywiezionych do KL Auschwitz z Lubelszczyzny. Oznacza to, że pozostałe osoby w liczbie około 6400 zginęły w KL Auschwitz lub w innych obozach. Z baraku pełnej dokumentacji nie zdołano ustalić 376 nazwisk deportowanych. W Księdze figurują tylko ich numery obozowe.

***

Na zakończenie chciałbym podzielić się, jako współredaktor naukowy niniejszej publikacji, kilkoma refleksjami osobistymi.

Prezentowana dzisiaj księga pamięci nie mogłaby powstać w tym kształcie, w jakim jest dzisiaj prezentowana, gdyby nie emocjonalne zaangażowanie w jej powstanie autorów tej księgi: Ewy Bazan, Jadwigi Dąbrowskiej, Heleny Kubicy, Krystyny Leśniak, Heleny Sliż i Jerzego Dębskiego.

Władze obozowe dokonując rejestracji więźniów ograniczały się do odnotowania tylko podstawowych danych personalnych, niezbędnych do prowadzenia ewidencji. Ich losy, cierpienia, dramaty pozostawały poza sferą zainteresowania oprawców. Pod koniec wojny większą część tej dokumentacji na dodatek zniszczyli. Niejednokrotnie jedynym śladem w zachowanej w stanie szczątkowym dokumentacji obozowej jest numer "inwentarzowy" więźnia.

Aby tym anonimowym ofiarom przywrócić tożsamość, autorzy nie mogli ograniczyć się do przeanalizowania zgromadzonej w archiwum bazy źródłowej, lecz czynili żmudne starania, by dotrzeć do rodzin pomordowanych, pozyskać zdjęcia, dokumenty osobiste, listy, okruchy wspomnień. Niekiedy trzeba było wiele telefonów, osobistych spotkań i długich rozmów, by pozyskać do zbiorów archiwalnych te osobiste pamiątki, przechowywane z pokolenia na pokolenie niczym relikwie.

Każdy kontakt z bliskimi ludzi zamordowanych w obozie dla twórców tej księgi pamięci oznaczał wspólne przeżywanie ich tragedii, rozegranej wprawdzie przed wielu laty, ale nadal żywej i obecnej w ich świadomości. Czyż można było obojętnie, bez wzruszenia przyjąć do wiadomości fakt, że ojciec zamordowanego w obozie syna, prosił tuż przed śmiercią, by jego ostatni list z obozu włożyć mu do trumny.

Te kontakty z bliskimi ofiar Auschwitz uświadamiają , że historia dramatu Auschwitz nie zamyka się w czasie i przestrzeni miejsca kaźni o nazwie Auschwitz, lecz wykracza daleko poza granice i czas istnienia obozu. Dramat ten miał i ma nadal, chociaż inną w swym fizycznym i psychicznym wymiarze, ciągłą kontynuację. Podczas gdy myśliciele, humaniści, pedagodzy zastanawiają się, jak wychowywać nowe pokolenia po Auschwitz, czym pamięć o Auschwitz powinna być dla świata, ciągle żyją jeszcze ludzie, dla których dramat ludzi w Auschwitz trwa nadal w ich sercach i umysłach, i trwać będzie tak długo, jak długo myśl o bliskich tam bestialsko pozbawionych życia, będzie im towarzyszyć. Jest tych ludzi coraz mniej. Czas zabiera ich do wieczności. Nie ma już wśród nas Jana Olszyńskiego, który co roku 28 października podejmował trud podróży ze swojej pięknej Krynicy , gdzie mieszkał, do byłego obozu, by w kolejną rocznicę rozstrzelania swego ojca wspomnieć o nim i złożyć kwiaty pod ścianą straceń, przed którą na jego oczach został zamordowany. Rzedną szeregi cudem ocalałych więźniów.

W pracy tej wszystkim twórcom tej księgi towarzyszyła świadomość, że tworzą nie tylko kolejną publikację na użytek publiczny, lecz że spłacają wobec tych rodzin, które straciły w obozie swych bliskich, dług moralny i że czasu zostało już niewiele. O tym jak ważne dla byłych więźniów i rodzin ludzi zamęczonych w obozie są te księgi świadczą wpisy do księgi pamiątkowej i nadesłane do Muzeum listy, po ukazaniu się pierwszych ksiąg:

Zofia Stępień Bator więźniarka KL Auschwitz napisała po ukazaniu się księgi radomskiej:
”To jest wiekopomne dzieło, za które chwała tym, którzy je stworzyli. Kiedy już nas, wszystkich więźniów zabraknie, zostanie na zawsze ślad po potwornościach, na jakie skazano ludzi w dwudziestym wieku – i na zawsze zostaną na zdjęciach oczy smutne i tragiczne tych, którzy tam w Auschwitz zostali pomordowani. Jeszcze raz składam (…) wyrazy wdzięczności i podziwu za ogrom pracy i serca włożony w te księgi”.

Księga ta powstała także z myślą o tym, by z prywatnej przestrzeni pamięci przenieść do społecznej świadomości wiedzę o ludziach, którzy oddali życie walcząc za ojczyznę lub padli ofiarą prześladowań jako Polacy.

***

Szanowni i drodzy bliscy zamordowanych w Auschwitz, którzy nie macie mogił swych ojców, matek, braci i sióstr, którym nie macie gdzie zapalić znicza i położyć kwiaty w dniu zmarłych. Przywieźliśmy dzisiaj z miejsca, które było świadkiem ich śmierci, nie tylko naukowe dzieło, w którym zapisano ważny rozdział historii naszego narodu, lecz zbiorowe epitafium, w którym zostały wypisane imiona i nazwiska Waszych bliskich i pozostaną one tam po wszystkie czasy, jako znak wiecznej pamięci.

Niech Wasi następcy, wnukowie i prawnukowie, sięgają do tej księgi, szukając śladów swojej przeszłości, niech wiedzą, że dobro, jakim jest Ojczyzna, w której żyją, zostało opłacone nie tylko znojem i trudem całych pokoleń Polaków, lecz również cierpieniem i krwią ich przodków. Niech ta świadomość będzie dla nich zachętą do troski o jej sprawiedliwy kształt i bezpieczną przyszłość.



dr Franciszek Piper
Współredaktor naukowy Ksiąg Pamięci Polaków
deportowanych do KL Auschwitz



PS. Zespół autorów i redaktorów Księgi Pamięci zwraca się z prośbą o nadsyłanie do Wydawnictwa Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau uwag, ewentualnych sprostowań i uzupełnień.

powrót