Stanisław
Taubnenschlag , Być Żydem w okupowanej Polsce.
Kraków-Auschwitz-Buchenwald. Kraków, Oświęcim- Brzezinka 1996. ss. 176, 64
ilustracje. indeksy geograficzny i nazwiskowy. |
O autorze:
Stanisław Taubnenschlag, (Stanley Townsend) urodził się 30 stycznia 1920 r. w Krakowie, w rodzinie żydowskiej, która utrzymywała bardzo bliskie stosunki ze polskim środowiskiem intelektualnym i miała licznych polskich znajomych i przyjaciół . Jego ojciec Rafał Taub
enschlag znany był już przed wojną jako znakomity badacz prawa rzymskiego i antycznego, profesor i dziekan Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.Stanisław Taubenschlag uczęszczał do liceum im. Jana III Sobieskiego w Krakowie a od 1938 r. studiował prawo w w Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie okupacji żył pod fałszywym nazwiskiem Stanisław Kozłowski. Aresztowany w jednej z krakowskich kawiarń w czerwcu 1942 r. , po krótkim pobycie w więzieniu Montelupich deportowany do obozu koncentracyjnego
w Oświęcimiu, skąd po niespełna roku przeniesiony został do Buchewnwaldu. W Niemczech doczekał wyzwolenia w kwietniu 1945 r. Wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, a następnie osiadł we Francji. Dr hc Uniwersytetu w Tel Avivie.
Fragmenty recenzji. Gazeta Krakowska, 22-23 marca 1997.
“Nasuwa się pytanie, czy w 50 lat po wojnie, po opublikowaniu setek książek o holocauście i obozach-koncentracyjnych, jest sens pisania jeszcze jednej. Jeśli będzie napisana podobnie, jak wspomnienia Taubenschlaga, to tak. Z kilku powodów. Dlatego, że upływ czasu pozwala nabrać dystansu historycznego. Obraz obozu szkicowany przez autora daleki jest bowiem od konwencji czarno - białej. Potrafi dostrzec przyzwoitych ludzi, ale i pospolitych łajdaków, zarówno wśród Niemc
ów, jak i Polaków, a także — Żydów (szkoda, że ta książka nie ukazała się także w Izraelu). Wobec historycznego doświadczenia, jakim była okupacja i obozy koncentracyjne, poczucie przyzwoitości nie było jednoznacznie związane z narodowością, czy wyznaniem.Ten sam dystans historyczny pozwala autorowi na odejście od jednobarwnego opisu życia obozowego. W tym koszmarze było bowiem miejsce na przyjaźń, miłość (z natury rzeczy — platoniczną), a także — co brzmi nieprawdopodobnie — na poczucie humoru. Wreszcie, ów człowiek, który przeżył obóz głównie za sprawą swej inteligencji i zdolności przewidywania (dodajmy — i sporej dawki szczęścia) utwierdza w nas przekonanie o słuszności akademickiej dewizy — “mądrość ponad siłą”.
Czytając dawne wspomnienia obozowe sądziliśmy, że to się już nigdy nie powtórzy. Ostatnie lata wykazały (np. Jugosławia), że jest to doświadczenie powtarzalne. Dlatego czytając Taubenschlaga mimowolnie zadawałem sobie pytania: kim byłbym; gdybym znalazł się w obozie? Tchórze
m, czy bohaterem? Czy potrafiłbym zabić dla miski strawy? Gdzie jest granica mojej przyzwoitości? Łatwo odpowiedzieć siedząc w wygodnym fotelu, ale tam...”Jerzy Pałosz
Fragmenty wspomnień
.“W dniu 17 czerwca 1942 r. wyszedłem o godzinie drugiej po południu na kawę do kawiarni "Noworolski" przy ulicy Długiej. Siedziałem tam z dwoma znajomymi, Jabłkowskim, który był znacznie starszy ode mnie, (mógł mieć około 45 lat) i młodszym o kilka lat Dalewskim. Ja w moich fałszywych papierach miałem napisane l
at 27. Graliśmy w szachy, gdy do kawiarni weszli dwaj cywile i rozpoczęli sprawdzanie dokumentów. Kawiarnia była prawie pusta. Ja i Jabłkowski pokazaliśmy swoje dokumenty, które nam bez słowa oddano. Dalewski, szukając nerwowo po kieszeniach oświadczył po pewnym czasie, że zostawił swoje dokumenty w domu. Na to gestapowiec spojrzał na nas i powiedział, że jesteśmy wszyscy aresztowani jako zakładnicy za dokonane sabotaże.Z rewolwerem w ręku wyprowadzono nas na ulicę, gdzie czekał już odkryty samochód gestapo. Rozkazano nam do niego wsiąść. (...)W dniu 19 czerwca 1942 r. więźniów z naszej i kilku sąsiednich cel zbudzono wcześniej niż zwykle. Mogła to być godzina czwarta rano. Po ubraniu się wyprowadzono nas na korytarz, gdzie odebrano nam wszystkie dokume
nty i oświadczono, że jesteśmy "politycznie podejrzani". Następnie wyprowadzono nas bez śniadania na podwórze i załadowano do dwóch samochodów ciężarowych. Musieliśmy usiąść na podłodze, ciasno , jeden obok drugiego. Każdy z nas oprócz ubrania miał przy sobie trochę rzeczy osobistych. Po pewnym czasie samochody wyruszyły w drogę. Gubiliśmy się w domysłach, dokąd nas wiozą: na egzekucję, do innego więzienia lub do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, dokąd od 1940 r., regularnie wywożono mieszkańców Krakowa.(...) Przydzielono mnie natychmiast do jednego z najgorszych komand, "Industriehof", gdzie mieściły się różne magazyny materiałów budowlanych. Z czterema cegłami w rękach trzeba było biec wzdłuż szpaleru kapów, którzy kijami pomagali biegnącym. Tak biegałem chyba z godzinę od wagonu do obozu i z powrotem. W pewnym momencie dostałem kijem w głowę tak, iż nieomal nie straciłem przytomności. Wówczas doszedłem do wniosku, że sytuacja stała się niebezpieczna. Wykorzystałem przeto moment nieuwagi nadzorujących esesmanów i wskoczyłem na trzeciego do jednego z wagonów, gdzie zadaniem pracujących było podsuwanie cegieł pod drzwi. W pierwszej chwili znajdujący się wewnątrz więźniowie, broniąc swojego miejsca pracy, chcieli mnie przepędzić, ale ja nie miałem zamiaru tak łatwo się poddać i opuścić wagon. (...)Dosyć często po wieczornym apelu esesmani zezwalali nam na siedzenie na trawie, obok bloku. Jednego wieczoru Zenek Różański postanowił udowodnić mi, że mam naprawdę dużo szczęścia w życiu. Wymyślił więc dowcip. W otoczeniu moich kolegów zadał mi pytanie:
- Staszek, słuchaj. Jeśli udowodnię ci, że ty tu jesteś w najlepszej sytuacji, to pozwolisz wykręcić sobie nogę ?
-Ty mnie możesz nawet w d... pocałować, ale jeśli ci się to uda, to ewentualnie przyznam ci rację - odpowiedziałem.
Zenek więc kontynuował:
-Tutaj jest 40 tysięcy goi, z goiską głową, prawda? A na tych 40 tysięcy z goiską głową jest jeden goi z żydowską głową, prawda ? (...)
Nie czekając na finał tego dowcipu rzuciłem się do ucieczki, jednakże on złapał mnie za nogę i upadłem. Wszyscy koledzy wybuchnęli śmiechem i ja również, gdyż Zenka dowcip był bardzo udany. (...).
W sierpniu 1943 roku rozeszła się między polskimi więźniami wieść, że wydział polityczny obozu będzie żądał za niedługo od wszystkich więźniów noszących polskie nazwiska podania daty i miejsca chrztu. Rozkaz ten został wydany przez szefa gestapo w Berlinie, który dowiedział się dzięki poufnym informatorom , iż między więźniami polskimi w Buchenwaldzie znajduje się
wiele osób pochodzenia żydowskiego, które przedłożyły fałszywe metryki chrztu. Również wielu innych Polaków uczyniło to samo, by zataić swoje prawdziwe nazwiska. Wydział ten więc miał zwrócić się do urzędów parafialnych, by te przesłały oryginalne wyciągi metryk. Zarządzenie to oczywiście bezpośrednio dotyczyło również mnie. (...)Spędziłem bezsenną noc rozmyślając, jak znowu mam wyjść z tej opresji. (...)Nad ranem zaświtał mi pomysł, więc gdy tylko wstałem, od razu zabrałem się do jego realizacji (...).”